płacę za to, by profesorki mogły brać sobie wolne, dowalić nam od groma tekstów do przeczytania i kropka w kropkę napisania co, żem tam wyczytała, a następnie nauczyła się posługiwać pocztą elektroniczną i wysłać jakąś stertę nic nie wnoszącą do mojego poziomu edukacji tekstów w formacie doc lub pdf
płacę za to, by profesorki na pierwszych zajęciach mogły powiedzieć - dobierzcie się w dwu-trzy osobowe grupy, wybierzcie temat, datę i zróbcie prezentację (w cv mogę dopisać kolejną umiejętność - biegłe robienie prezentacji w power point)
płacę za to, by profesorki nie musiały nas informować, że dane zajęcia są odwołane. po bo co? przecież student zaoczny może sobie posiedzieć godzinkę, dwie lub trzy i popatrzeć na jakże wspaniałe sufity i ściany jakże wspaniałego gmachu uniwersytetu.
płacę za to, by dziekanat 'wychodząc na przeciw oczekiwaniom studentów trybu niestacjonarnego' zmienił godziny otwarcia dziekanatu, skracając godziny otwarcia w piątki (zamiast między 15-18, jest od 11-14, zajęcia zaczynają się o 15) i dając więcej pracujących sobót. to nic, że wszystkie soboty pracujące wypadają wówczas, gdy zjazdu nie mam.
i wiecie co? mam już szczerze dość.
qwa mać.
To masz jakieś nieprzyjemne doświadczenia...
OdpowiedzUsuńStudia są świetne... też już mam dość :) Trzymaj się :*
OdpowiedzUsuńA niby na ogół prowadzący mają lepsze nastawienie na niestacjonarnych studiach, mają więcej czasu dla studentów. Na mojej uczelni dla zaocznych zawsze otwierają szlabany na parkingach, a w zimie lepiej grzeją :D
OdpowiedzUsuńOj, nawet nie wiesz jak dobrze Cię rozumiem...
OdpowiedzUsuńJa również studiuję zaocznie (II rok f.angielskiej).
W tym roku akademickim przeniosłam się z jednej na drugą uczelnią i w związku z tym mam do zaliczenia sporo różnic programowych.
Najzabawniejsze jest to, że dostałam materiały (a raczej zakres, jaki mnie obowiązuje), a kolokwia/zaliczenia/egzaminy powinnam zaliczać, ale ''ewentualnie'' podczas zajęć u konkretnego wykładowcy.
Niestety obecnie mam zajęcia w sobotę i niedzielę od 8 do 20, więc idąc na zaliczenie przdmiotu tracę własne zajęcia...
I ten zwrot ''to państwo sobie w domu doczytacie/przerobicie bo na egzaminie oczywiście zagadnienie obowiązuje...''.
Pozdrawiam!
Lasubmersion
Zachciało Ci się studiować :p A i tak pracy nie znajdziesz :P
OdpowiedzUsuńMożna by powiedzieć, że pieniądze wyrzucone w błoto.
OdpowiedzUsuńNo nie fajnie. U mnie na uczelni na szczęście tak nie ma, a zaocznie zrobiłam mgr, podyplomowe jedne i teraz kolejne podyplomowe tak robię.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, nie daj się :)
nie wiem czy to będzie pocieszające, ale dziekanaty mają tak niezależnie od trybu studiów i dzienni też mogą sobie posiadywać w czasie kiedy ktoś "zapomni" stwierdzić, że zajęć nie ma, a potem na dokładkę odrabia się zajęcia we "wszystkim pasującym" terminie... A zresztą, za dużo można byłoby narzekać, więc szkoda życia. Chociaż rozumiem frustrację, bo znam z autopsji;) pozdrawiam (:
OdpowiedzUsuńJa studiowałam dziennie i także miały miejsce sytuacje trudne do zaakceptowania choć nie pamiętam ich zbyt wielu;)
OdpowiedzUsuń