hhh

Loading...

środa, 31 sierpnia 2011

Rumowy dzień.

Wczoraj nie miałam czasu pisać, a trochę się działo. Zacznijmy od początku. Szef dał mi wolne i spędziłam te leniwe chwile z Olą. Udałyśmy się na przechadzkę po gdańskiej starówce i mogę pochwalić się z tej wyprawy nowymi zdobyczami – podkładem AA i nowymi numerami gazet SHOW i GALA. Co do podkładu – to mogę powiedzieć, że zakup udany, ale dziś pierwszy dzień więc zobaczymy jak się nam współpraca ułoży dalej, na razie jestem na tak i mogę polecić.

Następnie nasze nogi poprowadziły nas do konkurencji Rossmanna – Drogerii Natura i tam zakochałam się w cieniu, ale nie zakupiłam go, choć było ciężko nie ulec... ale trzeba oszczędzać, a i tak przede mną trochę wydatków. W końcu po trudnej decyzji, gdzie usiąść zjeść (tutaj decydującym czynnikiem okazał się zasoby naszych portfeli) wybrałyśmy Pellowskiego i zajadałyśmy się goframi i popijałyśmy herbatę z rumem. Piłam po raz pierwszy i jak dla mnie – BOMBA :)

Później wybrałam się jeszcze na Zaspę i przypadkowo widziałam murale namalowane w przejściu podziemnym na skrzyżowaniu ulicy Rzeczypospolitej, Hynka i Legionów i niestety przykro mi się zrobiło widząc, że ktoś się postarał i potrafi namalować fajne graffiti a jakiś a’la graficiarz niszczy to jakimiś bazgrołami. Szkoda, że ludzie tak rzadko doceniają czyjąś pracę i frajdę sprawia im niszczenie czyjegoś dzieła. Dzieła, którego autor ma talent.  Polecam udać się pod most na Hallera przy Conradinum i zobaczyć super mural. Radzę zrobić to jak najszybciej – póki nie jest zniszczony...



A wieczorem – znalazłam w swej skrzynce katalog IKEI i jestem happy. Na dniach pewnie napiszę parę słów na temat tegoż nowego nabytku :)

niedziela, 28 sierpnia 2011

Moje Kochanie robi śniadanko ;)



Choć ostatnio grzeczna nie byłam, to moje Kochanie po trudach zakupowych
w realu (upierdliwy kasjer i mało rozgarnięty cieć) zabrało mnie do pobliskiej α centrum do La Gungi na śniadanko, czyli deser lodowy. Wydaliśmy całe 8zł  zamiast 15zł (tak my też jesteśmy sknerami i korzystamy z tzw. zakupów grupowych) i czekaliśmy na swój posiłek ;)
To co dostaliśmy. Hmmm... Trochę nas zamurowało. Jak widać po zdjęciach - są to trzy gałki lodów, trzy biszkopciki i dwie laski czekolady.
Nie wiem jak Wy, ale dla mnie deser lodowy to taki wypasiony pucharek
a nie coś takiego.

Może i ładnie się to prezentowało, ale nie było warte więcej niż daliśmy. (tu próba sprawdzenia czy czytacie ze zrozumieniem,
podpowiem: wydaliśmy 8zł).


piątek, 26 sierpnia 2011

"Dobra książa to rodzaj alkoholu - też idzie do głowy"

Lekturki, które muszą znaleźć się w mojej biblioteczce (czyt. jeśli nie wiesz co mi kupić, to nie pogardzę nowym tomikiem ;D )

A tak na poważnie, to wciąż wpadają do mej główki coraz to nowsze pozycje, które chciałabym przeczytać i czas najwyższy tak dla siebie je zapisać i mieć w jednym miejscu :)

- Spindler Erica „Krwawe wino” – kocham tą autorkę, jej książki czyta się jednym tchem.

- Fragaso Margaux „Zabawa w miłość” – opowieść o relacji dziewczynki, później nastolatki i młodej kobiety, z mężczyzną starszym od niej o ponad czterdzieści lat, więcej chyba pisać nie muszę.

- Anderson Laurie Halse „Motylki. Wstrząsająca opowieść anorektyczki” - ... Jeśli dojdę do 32, będę chciała ważyć 29. Gdybym ważyła cztery kilo, chciałabym zejść do dwóch. Jedyna liczba, która tak naprawdę by mnie zadowoliła to 0 ...

- Otwinowska Karolina „Historia mojego (nie)ciała” - kolejna książka o anoreksji. Nie ma to jak na dobranoc, do poduszki poczytać 'lekką' lekturę ;)

- Snellman Anja „Dziewczynki ze świata maskotek” – książka opowiadająca o prostytucji nastolatek, czyli temat, który bardzo mnie intryguje, ciekawi i nęci zarówno z punktu widzenia mnie jako zwykłego, szarego 'pipola' jak i z punktu widzenia pedagoga.

listę będę na bieżąco edytować, czyli zarówno dodawać jak i skreślać pozycje, które już przeczytałam i może nawet podzielę się swoimi wrażeniami z odbioru danej książki

:)

środa, 24 sierpnia 2011

Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda, tak się zaczyna wielka przygoda :)

Ehhh... i klamka zapadła.
 
W piątek mam dentystę (tutaj powinna nastąpić taka melodyjka jak z jakiegoś filmu grozy)
Normalnie klaszczę uszami i niczym po wypiciu redbulla dodało mi to skrzydeł. Jednak nie chodzi mi o to, że boję się wiertła pani doktor, bardziej boję się o mój portfel, ale niestety ból sam przejść nie chciał (tutaj powinna nastąpić taka złośliwa melodyjka z szyderczym śmiechem, jak w grze, gdy już prawie wygrywasz i kicha, znów maszyna okazała się lepsza). A szkoda. 

Jak to mówi mój MEN: ja nie wiem kiedyś ludzie żyli w jaskiniach, jadali surowe i twarde mięso i nic im nie było a teraz te żeby takie delikatne są :)

Trzymać kciuki za to by mój portfel nie padł na zawał, bo jak już pani dentystka zabierze mi ostatnie grosze, to na wizytę u kardiologa pieniążków nie wystarczy :(

wtorek, 23 sierpnia 2011

Rozmiar XS o dążeniach innych do medialnie wykreowanej pięknej, szczęśliwej XS...

Po pierwsze to jaki rozmiar nosisz nie gwarantuje tego, że będziesz szczęśliwa.

Po drugie nie mam nic przeciwko odchudzaniu, po jednym warunkiem, że robi się to pod okiem dietetyka, a nie na podstawie porad z gazet, blogów czy o zgrozo przy użyciu jakiś magicznych specyfików kupionych przez internet lub w innych miejscach, w których takie medykamenty nie powinny się znaleźć...

Po trzecie nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy chcą schudnąć. Nie zrozumiem, bo sama mam ten wspaniały rozmiar XS i wiele bym dała żeby choć trochę przytyć ale niestety moja materia nie chce się ze mną na to zgodzić przez co w dzieciństwie wszelkie badania wagi doprowadzały moich rodziców do stresów i kolejnych wizyt u doktorów, dlaczego ważę tak mało. I nic nie pomagało. Taką już mam urodę (ale to usłyszałam od lekarki dopiero gdy byłam w gimnazjum) więc akurat mnie te wszystkie dążenia do rozmiaru XS nie cieszą. I nie rozumiem czemu media tak usilnie próbują wmówić, że gdy Twój rozmiar jest S, L czy M to z Tobą jest coś nie tak...

Przytyła? I super. Przynajmniej jej chłopak tuli się do czegoś innego niż kości...

A teraz parę linków do blogów, które nakłoniły mnie do pisania na ten temat.

Piękno w rozmiarze XS (wart uwagi regulamin)
Cel: Być idealną (rozmiar 38... toż to słonica jest..., i ta duma z niedowagi ehhh...)

To co przeczytałam jest wręcz przerażające. Widzę że autorka ma w zakładkach wskaźnik BMI, więc myślę, że jest zdrowo myśląca po czym wczytuję się w jej blog aż w końcu biorę się za przelicznik i co widzę? Dziewczyna która pisze, że jest gruba i żałosna że nie może schudnąć (!) ma już niedowagę.

Ku przestrodze wszystkim dumnym z siebie motylkom...
Znana anorektyczka zmarła
„Zaplecze” Marta Syrwid (muszę dorwać tą książkę oraz stworzyć listę książek do przeczytania w najbliższym czasie)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

pffff... ciężkie początki :)

po wielu bojach, w końcu powstała ładna zakładka 'KONTAKT'

klikać śmiało i podziwiać efekty proszę :)


oczywiście nie zrobiłam tego sama, bo aż tak zdolna nie jestem.
efekt końcowy zawdzięczam pewnemu Przystojniakowi ;)

_

są już pierwsze zdjęcia :)

Miłego dzionka po bladym świcie i wiele słonka na nieba suficie :)

Witam,
Blog ten nie będzie o modzie, bo:
po pierwsze zbytnio się tym nie interesuję,
po drugie nie mam czasu na śledzenie nowości ‘modowych’
a po trzecie za dużo blogów na ten temat już powstało.

Blog ten nie będzie o gwiazdkach mniejszego lub większego gabarytu ani o obsesyjnym odchudzaniu, by z normalnej wagi (bazując na wskaźniku BMI) dojść do niedowagi. A propo, kiedyś pewnie wspomnę słów parę na ten temat.

Blog będzie o mnie o moim życiu, perypetiach, radościach i smutkach.

A więc (tak, wiem, że tak zdania się nie zaczyna, ale to mój blog, więc pozwolę sobie na pełną swobodę):

JA.
Jestem studentką drugiego roku pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej na Uniwersytecie Gdańskim i bulę straszną kasę za to by dźwięk budzika wyrywał mnie w weekendy z łóżka już o 6:oo rano...
Moim celem jest uczyć małe brzdące ładnie wymawiać literkę „R” a żeby mówiły takie słowa jak [r]owe[r], [r]olki, ku[r]wa, ma[r]mu[r]...

PRACA.
Przez ok. 350 dni w roku ciężko pracuję z moim narzeczonym, bo ponad rok temu zamarzył on sobie otworzyć i pizzerię, tak więc dzielnie pomagam mu nakarmić tych wszystkich głodomorów. Czasem mam dość i wolałabym robić coś mniej wymagającego, ale pracując u siebie nie da się tak po prostu nie przyjść, wziąć zwolnienie  i choć czasem brakuje mi wypadów na ploty, na miasto, babskich zakupów to swoją pracę uwielbiam i wiem, że za parę lat będzie mi brakowało tych obecnych chwil.


Wszystkie posty na tego bloga powstawać będą w wolnych chwilach między jednym pizzą a drugim obiadem, więc nie będzie tutaj jakiejś ścisłej reguły.
I tak czasem, ku Waszej radości zamilknę na długie tygodnie, ażeby pewnego dnia, ku Waszej rozpaczy zarzucić Was paroma postami.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i czekam na komentarze.